“To była moja rodzina, moja rodzina”. Natalia Rovytska jest dyrektorem “Pierwszej Ukraińskiej Szkoły w Polsce” w Warszawie. Pani Natalia z Mariupola, przyjechała do Warszawy pod koniec marca, po tym jak Rosjanie 12 marca zbombardowali szkołę 66.
Byliśmy tak dumni z naszej szkoły…
Mieliśmy bardzo dobrą szkołę. Mieliśmy tradycję: absolwenci co roku sadzili zielone choinki jako dar dla szkoły. A tegoroczni absolwenci posadzili też trzy choinki.
I tak 12 marca rodzice przyszli do mnie do domu i pokazali mi zdjęcia, na których widać, że szkoła 66 została bezpośrednio trafiona bombą z samolotu. Wybuch był bardzo silny – centralne wejście i centralny blok – całkowicie zniszczone. A choinki są niszczone. Rodzice mówili, że dzieci płakały, bo każdy kto mieszka w pobliżu szkoły widział co się stało.
Dni i noce ciągłego bombardowania
Od 24 lutego samoloty aktywnie latają nad Mariupolem i bombardują infrastrukturę. Zazwyczaj w ciągu dnia. Zbombardowano szpital położniczy, centralną pocztę i budynek politechniki. Mieszkam w samym centrum miasta i wszystkie te budynki były w pobliżu. Nie można było już kupić chleba, od 27 lutego nie był otwarty ani jeden sklep. Nie było wody. Nie było światła. Gaz Gotowaliśmy na zewnątrz. Teraz nie jest to dla mnie takie straszne.
9 marca spadł śnieg. Dużo śniegu. Zebraliśmy ją, śnieg się stopił i dzięki temu mieliśmy wodę. Ale jak zaczęli bombardować w nocy, a te samoloty latały cały dzień i całą noc, to już nie można było tam być. Schowaliśmy się w piwnicy. W sumie było nas 26 osób. Wśród nich są dzieci, troje w wieku 3-6 lat i jedno trzymiesięczne dziecko. Bardzo się martwiliśmy, czy ta matka będzie miała mleko, bo zdobycie pokarmu dla trzymiesięcznego dziecka było już niemożliwe. Ugotowaliśmy kaszę, żeby mama jadła, a ona miała mleko dla Darynki.
Po 15 lub 16 marca (nie pamiętam dokładnych dat, nie istniały wtedy) nie było korytarzy ewakuacyjnych. Po prostu noc ciągłego bombardowania. Rano zrozumieliśmy, że musimy opuścić miasto. Przy naszym domu były jeszcze zaparkowane samochody, ludzie z sąsiednich podjazdów i ja wsiedliśmy do tych samochodów, zabraliśmy ze sobą to, co mieliśmy w piwnicach (poduszki, koce, dokumenty), i odjechaliśmy pod pociskami i bombami spadającymi na nasze głowy, które były porozrywane naokoło….
Aby usłyszeć, co działo się dalej, posłuchaj podcast .
Podcast jest nagrywany w języku ukraińskim.
Opublikowany na platformie Domu Głosu w dniu 07/28/2022.
Wywiad został przeprowadzony przez Eugenię Motrych.